„Terapeuta kazał mi się rozwieść” – czy to możliwe?

autor: Urszula Lipner

Gdy zdecydowałam, że zostanę psychoterapeutą i zaczęłam opowiadać bliskim osobom o wyborze tej ścieżki zawodowej, jedna z moich znajomych pełnym wyrzutu tonem powiedziała: „TERAPEUCI! Najpierw niszczą związki, rozbijają rodziny a potem leczą pokrzywdzone dzieci! Mam nadzieję, że nigdy nie będziesz takim terapeutą.” Ponieważ nie miałam w tamtej chwili żadnego kontrargumentu i w zasadzie nie wiedziałam również jakimi prawami rządzi się psychoterapia, nic nie odpowiedziałam na ten zarzut. Pomyślałam tylko: „To chyba jakaś pomyłka” a potem jeszcze dla pewności „Nie, no rzeczywiście, mam nadzieję, że takim terapeutą nie będę.”

Dziś wiem jak niesłuszne było tamto oskarżenie a jednocześnie zdaję sobie sprawę, że tamta znajoma, to nie jedyny wyznawca poglądu głoszącego, że pójście do terapeuty oznacza niechybny koniec związku.

Pamiętam również historię zasłyszaną wśród znajomych. Pewna kobieta miała męża i dziecko. Ona i mąż nie byli ze sobą szczęśliwi. Głównie dlatego, że mężczyzna zdradzał żonę, zaniedbywał dziecko i ogólnie mało zajmowały go sprawy rodziny. Pozory trwania w związku utrzymywał kilka lat. Żona mając dość narastającego napięcia i bylejakości, postawiła mężowi warunek: albo pójdziesz na terapię, albo rozwodzimy się. Mężczyzna od dawna jej nie kochał i nie zależało mu na ratowaniu małżeństwa. Był jednak człowiekiem niezdolnym do podejmowania samodzielnych decyzji a dodatkowo bardzo nie chciał stracić dobrego wizerunku wśród sąsiadów. Udał się zatem do terapeuty, ale nie w celu wypracowania zmiany w sobie, ale po to, żeby nadal udawać. Lecz gdy nie miał już siły podtrzymywać pozorów pracy nad sobą a dodatkowo jego nowa partnerka zaczęła nalegać na rozwód, wrócił pewnego dnia do domu i powiedział żonie: „Terapeuta kazał mi się rozwieść. Uznał, że to będzie dobre i dla mnie i dla ciebie i dla dziecka.” W ten sposób upiekł dwie pieczenie na jednym ogniu. Mógł odejść od żony a jednocześnie „zachował twarz” wśród znajomych. Nie trudno sobie wyobrazić jak wściekła na terapeutę była nieszczęsna kobieta…

I jeszcze jedna historia – nie tyle prawdziwa, co zdarzająca się nierzadko w naszej rzeczywistości.

Rodzina G. Z pozoru nie taka zła. Tylko ona jakaś mizerna i przygarbiona a on jakby zbyt porywczy a może tylko za duża pewność siebie?

Dzieci radzące sobie w szkole, ale starszy chłopiec ma 10 lat i nadal moczy się w nocy a 6 letnia dziewczynka jest bardzo nieśmiała, za poważna, ma dużą trudność z odnalezieniem się w grupie rówieśników.

Z zewnątrz – rodzina działa. Tata zarabia. Mama zajmuje się domem. Dzieci chodzą najedzone i czyste. W zeszłym roku udało im się nawet wyjechać na zagraniczne wakacje.

Od środka – piekło. Tata (przepraszam mężczyzn, że tak stereotypowo obsadziłam role…) silnie przemocowy. Znęcający się nad żoną i dziećmi. Stosujący i przemoc psychiczną (zastraszający żonę wyrzuceniem z domu, rozwodem, ośmieszeniem jej w sądzie i odebraniem dzieci, poniżający, wyśmiewający, terroryzujący rodzinę swoimi humorami) i fizyczną (gdy się zezłości, a zezłościć może go niemal wszystko, np. ziarnko piasku w sałacie, szarpie żonę i dzieci, robi znaczący zamach ręką – jakby chciał uderzyć, wypędza rodzinę z domu, nawet przy silnym mrozie w zimę) i ekonomiczną – żona stale musi tłumaczyć się z dokonywanych wydatków, rozliczać z każdego grosza, prosić o pieniądze potrzebne na elementarne rzeczy dla siebie i dzieci.

Po kilkunastu latach takiej gehenny kobieta nie wytrzymuje – idzie po pomoc. Trafia na terapię. Uświadamia sobie powoli, że to czego doświadcza to straszna przemoc, która niszczy i ją i dzieci. Stara się podjąć próby ratowania rodziny – prosi męża o udanie się do specjalisty. Stawia warunki. Gdy jej starania nie przynoszą efektu, decyduje się odejść. Uznaje to za jedyne słuszne rozwiązanie.

Czy psychoterapeuta ma prawo doradzać rozwód?

Odpowiedź na to pytanie jest bardzo jednoznaczna: nie. Psychoterapeuta nigdy nie nakazuje ani nie doradza klientowi. Jeśli to robi, to znaczy, że dokonuje poważnego nadużycia i pracuje wbrew etyce zawodu. Terapeucie nie wolno chociażby sugerować rozwiązań w stosunku do żadnego obszaru życia klienta.

Osoba przychodząca do terapeuty nie może zatem usłyszeć: „Proszę się rozwieść, to będzie dla Pana dobre.” lub: „To małżeństwo Pana/Panią niszczy. Proszę to szybko zakończyć.” Tak samo jak nie usłyszy: „Proszę za wszelką cenę ratować małżeństwo. Proszę nie odchodzić, proszę walczyć.” Rola terapeuty nie polega na udzielaniu pouczeń. Zadanie terapeuty, to pomoc klientowi w lepszym zrozumieniu jego sytuacji oraz wsparcie podczas szukania własnej strategii rozwiązania problemów.

Terapia ma pozwolić na zobaczenie i nazwanie rzeczywistości, w której porusza się klient. Nie jest bowiem rzeczą oczywistą, że żona z ostatniego przytaczanego przeze mnie przykładu jest całkowicie świadoma, że to co robi jej mąż i sposób, w jaki ona reaguje na jego zachowania, nie jest „normą” funkcjonowania rodziny. Rzeczywistość, której doświadcza jest dla niej naturalna (być może w podobnym domu dorastała…). Nie potrafi poddawać jej krytycznej analizie, nie jest w stanie spojrzeć na nią z perspektywy tak samo jak nie jest w stanie nazwać swoich uczuć, przekonań, postaw. Można powiedzieć, że jest zagubiona w swoim świecie.

Osoby zgłaszające się do pracy w terapii, odkrywają prawdę o swoich relacjach. Stopniowo dowiadują się czego faktycznie w nich doświadczają lub czego są sprawcą. Terapeuta pełni rolę lustra, nie doradcy.

Terapeuta ma etyczny obowiązek zachowania neutralności, mimo że jako człowiek, osoba mająca swój system wartości i poglądów może wewnątrz siebie być zwolennikiem takiego lub innego rozwiązania. Nie ma jednak prawa narzucać własnych wizji czy choćby dzielić się nimi z klientem.

Gdy osoba pracująca w terapii zrozumie swoje położenie, na ogół kolejny krok jaki stawia, to szukanie konkretnych rozwiązań, praca nad zmianą swoich przekonań i zachowań. To z kolei często łączy się z wprowadzaniem organizacyjnych zmian w życiu, czasem radykalnych.

Zadanie terapeuty na tym etapie to pomoc klientowi w znalezieniu jego drogi, wsparcie w realizacji decyzji, wyposażenie w narzędzia radzenia sobie w różnych, na ogół nowych sytuacjach.

Jeśli zatem ktoś mówi: „Terapeuta kazał mi się rozwieść”, to…

Pierwsze wytłumaczenie, jakie przychodzi mi do głowy to takie, że osoba, która wygłasza to zdanie, stosuje pewien skrót myślowy. Wyobrażam sobie, że istnieją takie sytuacje, w których klient wypracowuje podczas własnej terapii decyzję o odejściu od partnera. Jest to jego autonomiczny wybór dokonany w wyniku dobrego zrozumienia swojej sytuacji i poznania siebie. Jednak zamiast powiedzieć: „Podczas mojej pracy w terapii zrozumiałem, że to, czego naprawdę chcę to rozwód.” Mówi: „Terapeuta kazał mi się rozwieść.” Doświadczenie pokazuje, że klienci sięgają czasem po tego typu sformułowania.

Druga hipoteza to taka, że osoba, która wygłasza to zdanie, ma trudność w braniu odpowiedzialności za własne decyzje. Łatwiej jest bowiem powiedzieć, że to terapeuta nakazał dokonanie takiego kroku zamiast przyznać: „Zdecydowałem, że odchodzę od mojej żony.” Łatwiej jest pozostać osobą wiernie wypełniającą zalecenia specjalisty („Cóż ja mogę zrobić, gdy ktoś kto się na tym zna, dał mi taką radę”) niż człowiekiem, który decyduje, że zostawia swój dom, żonę, dzieci i odchodzi do innej kobiety… Mężowi z pierwszego przykładu raczej nie przeszłoby to przez gardło.

Trzeci pomysł na wytłumaczenie opisywanego zjawiska to taki, że stwierdzenie „Terapeuta kazał mi się rozwieść” wygłasza nie klient pracujący w terapii, ale osoba z jego otoczenia. Mógłby to być np. mąż z drugiego przykładu.

Wyobraźmy sobie co musi przeżywać człowiek stosujący silną przemoc, kontrolujący rodzinę, który po wielu latach „przemocowego tańca” dowiaduje się, że partnerka, z którą był tak długo i która żyła pod jego dyktando, zdobyła się na odwagę zrzucenia tych więzów. To oczywiście bardzo skomplikowana i niejednoznaczna sytuacja, na temat której można tworzyć wiele hipotez. Na potrzeby tego tekstu pozwolę sobie jedynie na stwierdzenie, że żeby udźwignąć wewnętrznie (a także w oczach otoczenia) z tę sytuację ów mąż najprawdopodobniej nie będzie szukał przyczyn odejścia żony w sobie, ale znajdzie „winowajcę” w odchodzącym partnerze lub… w jego terapeucie.

Na pytanie kolegi: „A co tam u Was się podziało, taka dobra rodzina, co z tą Twoją Hanką?” mąż z drugiego przykładu raczej nie odpowie: „Wiesz tak naprawdę byłem okrutny, znęcałem się nad moją rodziną. Moja żona podjęła słuszne kroki, musiała ratować siebie i dzieci przede mną. Wiem, że powinienem udać się do specjalisty, zacząć pracować nad sobą. Jest we mnie tyle agresji, nad którą nie panuję…” Taki scenariusz zdarza się bardzo rzadko (choć się zdarza!). Najczęściej jednak porzucony małżonek/partner musi obronić w jakiś sposób własny wizerunek. Ulokowanie w sobie odpowiedzialności byłoby zbyt niebezpieczne, oznaczałoby konieczność zmierzenia się z własnymi ogromnymi deficytami i podjęcie działań w kierunku znalezienia profesjonalnej pomocy. Dużo łatwiej jest ulokować odpowiedzialność za rozwód w innej osobie. „Hanka zupełnie postradała zmysły. Starałem się być dla niej taki dobry a zobacz, jej zupełnie coś odbiło, naczytała się tych babskich pism, Internetu. Myśli, że pozjadała rozumy. Chce być taka nowoczesna. Na dodatek poszła wiesz, do jakiegoś terapeuty a ten kazał jej się rozwieść, bo niby wiesz, sama osiągnie więcej.”

Jest też jeszcze jeden powód, dla którego ktoś może wygłaszać opisywane w tym tekście stwierdzenie. Tym powodem jest faktyczne znaczące naruszenie etyki zawodu przez osobę, która jest lub podaje się z psychoterapeutę. Sytuacje łamania zasad pracy przez psychoterapeutów zdarzają się rzadko, ale się zdarzają. Jeśli osoba poszukująca dla siebie specjalistycznej pomocy trafi do psychoterapeuty, który sugeruje rozwiązania, mówi co wolno a czego nie wolno, ocenia wybory lub wręcz nakazuje dokonanie określonych kroków, należy jak najszybciej z nim się rozstać.

Zamiast podsumowania

Psychoterapeuta nie udziela rad i pouczeń – zabrania tego etyka zawodu. Jest zatem rzeczą zupełnie nieprawdopodobną sytuacja, w której terapeuta każe swojemu klientowi rozwieść się ze współmałżonkiem lub odwrotnie – zaleca trwanie w związku za wszelką cenę.

Terapeuta jest lustrem, które odbija prawdę, osobą dającą wsparcie w poszukiwaniu własnej ścieżki oraz podczas wprowadzania dobrych zmian do swojego życia. Zmian, na które zdecydował się sam klient.

Tekst jest wyłączną własnością autora. Jakiekolwiek wykorzystanie całości bądź fragmentu tekstu możliwe tylko po uzyskaniu pisemnej zgody autora artykułu.

Komentowanie jest wyłączone.