Katolik u psychoterapeuty? – wywiad z dominikaninem o. Tomaszem Gajem

Wywiad z ojcem Tomaszem Gajem przeprowadziła Urszula Lipner

Urszula Lipner: Czy mógłby Ojciec powiedzieć kilka słów o sobie? Czym się Ojciec zajmuje?

o. Tomasz Gaj: Jestem dominikaninem od prawie 20 lat, księdzem od 12 lat. Od wielu lat, praktycznie przez całe moje życie kapłańskie, towarzyszę najmłodszym braciom w Zakonie jako wychowawca. Obecnie mieszkam w warszawskim klasztorze na Służewie i jestem magistrem nowicjatu.

Urszula Lipner: Jak to możliwe, że jest Ojciec i zakonnikiem i psychoterapeutą?

o. Tomasz Gaj: Jeszcze przed święceniami kapłańskimi, będąc studentem teologii, udało mi się uczestniczyć w dwóch wykładach z zakresu psychologii poza naszym Kolegium. Zaciekawiło mnie to. Tak się zaczęło. Potem, gdy zostałem duszpasterzem powołań i zacząłem towarzyszyć młodym ludziom rozeznającym swoją drogę życiową, zobaczyłem, że brakuje mi podstawowych umiejętności budowania relacji pomagania. Dlatego zdecydowałem się na roczne, podyplomowe studium z zakresu pomocy psychologicznej. Po jego skończeniu nabrałem apetytu na więcej. Ówczesny przełożony zaproponował mi, żebym zrobił magisterium z psychologii. Tak się też stało i skończyłem studia magisterskie z psychologii w Szkole Wyższej Psychologii Społecznej w Warszawie, a później ukończyłem również czteroletnie studia podyplomowe z psychoterapii w Laboratorium Psychoedukacji w Warszawie. Tak zostałem psychoterapeutą, choć muszę dodać, że jest to zawód, który jest dodatkiem do mojego głównego powołania, jakim jest bycie zakonnikiem i księdzem.

Urszula Lipner: Zadałam pytanie o „profesje” trochę prowokacyjnie, żeby zrobić wstęp do ważnego tematu, o którym dziś rozmawiamy. A jest nim stosunek katolików do korzystania z usług psychoterapeuty. Istnieją bowiem nadal tacy członkowie Kościoła, którzy uważają, że pójście do terapeuty to rzecz niedobra. Do psychologii czy psychoterapii odnoszą się z dużą rezerwą, nieufnie lub wręcz niepochlebnie nazywają te dyscypliny „nową religią”. Zdarzyło mi się nawet słyszeć jak niektóre osoby związane z Kościołem przestrzegają przed korzystaniem z terapii jak przed czymś, co jest niebezpieczną alternatywą wiary w Boga i w Jego moc uzdrawiania. Spotkanie zakonnika, który jednocześnie jest terapeutą może szokować…

o. Tomasz Gaj: Zacznę od końca. Rzeczywiście niektórych szokuje. Niektórzy uważają, że niemożliwym jest łączenie bycia księdzem i psychoterapeutą jednocześnie. A są i tacy, którzy bardzo to cenią i szukają pomocy u księdza, który jednocześnie ma wiedzę dotyczącą duchowości i zjawisk psychologicznych. Z mojej perspektywy, czego jestem żywym przykładem, łączenie powołania kapłańskiego i profesji psychoterapeuty jest możliwe, choć nie zawsze łatwe. Świadomie używam tutaj dwóch różnych określeń – bycie księdzem i zakonnikiem to moje powołanie, a bycie psychologiem i psychoterapeutą to moja profesja. Wiele lat zajęło mi integrowanie tych dwóch dziedzin w mojej pracy. Obecnie psychologia pomaga mi w rozumieniu ludzi w kontakcie duszpasterskim, a bycie księdzem i zakonnikiem pozwala mi zrozumieć ludzi wierzących, którzy proszą mnie o pomoc psychoterapeutyczną.

Druga rzecz dotyczy stosunku katolików do korzystania z psychoterapii. Spotyka się w tym względzie bardzo dużą różnorodność czy wręcz skrajności – od bezkrytycznej akceptacji zdobyczy psychologicznych do lękowego ich unikania. Zacznę od tego, że nie ma żadnej wypowiedzi w oficjalnym nauczaniu Kościoła, która zabraniałaby korzystania z dorobku psychologii czy psychoterapii. W dokumentach Kościoła istnieje wiele zdań, na przykład w dokumentach dotyczących formacji początkowej przygotowujących się do kapłaństwa, które zachęcają do korzystania ze zdobyczy nauk o człowieku takich jak pedagogika czy psychologia. Oczywiście pozostaje kwestia rozsądku i rozeznania, aby korzystać z tego, co mądre, pomocne i aby korzystać rozsądnie. Rozsądnie, to znaczy chociażby to, że psychoterapia nie może zastąpić spowiedzi, a psychologia nie może stać się religią.

Istnieją też pewne zagrożenia w korzystaniu z psychoterapii. Dla przykładu wymienię: niekompetentny terapeuta, traktowanie terapii jako ekwiwalentu życia zamiast czasowej formy pomocy.

Urszula Lipner: Przejdźmy do meritum: Czy zechciałby Ojciec wyjaśnić czym jest psychoterapia? Gdyby mógł Ojciec choćby krótko opisać na czym to w zasadzie polega? To rzeczywiście jest forma „alternatywnej religii”? Może warto słowem wstępu zrobić również rozróżnienie między zawodem psychologa i psychoterapeuty. Te profesje są bowiem często mylone i nie wykluczone, że z tego również wynika sporo nieporozumień…

o. Tomasz Gaj: Znowu zacznę od końca czyli od rozróżnienia zawodu psychologa i psychoterapeuty. Psychologiem jest ktoś, kto ukończył magisterskie studia psychologiczne. Psychoterapeutą jest osoba, która skończyła studia wyższe (niekoniecznie psychologiczne) i została wyszkolona w jednej ze szkół psychoterapeutycznych. Szkolenie takie zazwyczaj trwa cztery lata i obejmuje wiedzę dotyczącą natury i genezy psychopatologii oraz umiejętności terapeutycznych pozwalających sobie z nimi radzić. Niestety w naszym kraju nie mamy jasnych, prawnych kryteriów dotyczących tego, kto jest psychoterapeutą. Do tej pory nie ma ustawy prawnej regulującej wykonywanie zawodu psychoterapeuty. Póki co poszczególne towarzystwa psychoterapeutyczne, których jest w Polsce bardzo wiele, mają swoje procedury szkolenia i certyfikowania terapeutów.

Czym jest psychoterapia? Istnieje wiele definicji i modeli psychoterapii. Najogólniej mówiąc psychoterapia jest formą pomocy psychologicznej, z której mogą korzystać ludzie doświadczający trudności w sferze psychologicznej. Może to być zarówno forma leczenia w przypadku zdiagnozowanych zaburzeń psychicznych, jak i forma wsparcia w rozwoju czy doraźnych kryzysach życiowych. Przytoczę tutaj definicję Norcrossa, która jedną z wielu definicji psychoterapii i krótko ujmuje jej istotę: „Psychoterapia jest świadomym i zamierzonym zastosowaniem metod klinicznych i interpersonalnych zabiegów, pochodzących ze sprawdzonych twierdzeń nauk psychologicznych, w celu towarzyszenia ludziom przy modyfikacji ich zachowań, właściwości poznawczych, emocji i/lub innych osobistych charakterystyk na takie, które wydają się uczestnikom tego procesu pożądane”. Podkreślę kilka rzeczy. Pierwsza – terapia musi być świadoma i przemyślana. Wyklucza to zatem sytuacje, o które czasem podejrzewani są terapeuci, że prowadzą terapię bez wiedzy zainteresowanego (np. na spotkaniu towarzyskim). Żeby zaistniała sytuacja terapeutyczna potrzebna jest świadoma i dobrowolna umowa między terapeutą i pacjentem (niekiedy nazywa się to kontraktem). Druga sprawa, to metody. Psychoterapia nie jest luźną, bezkierunkową rozmową, ale spotkaniem, podczas którego terapeuta w przemyślany sposób korzysta z metod sprawdzonych naukowo. Trzecia rzecz to zmiana. O jej kierunku decyduje sam pacjent, a nie terapeuta. Wyklucza to zatem sytuacje, w których pacjent, pod koniec procesu psychoterapii, stwierdza, że poszedł nie w tym kierunku, w którym chciał.

Istnieje wiele mitów i stereotypów dotyczących psychoterapii. Dla przykładu podam dwa. Pierwszy mówi, że terapia nie tyle rozwiązuje problemy, co tylko pozwala je zaakceptować. Osławiony jest już żart, w którym pacjent mający problem z moczeniem nocnym idzie na terapię i po jakimś czasie spotyka się ze znajomym, który go pyta: „I co? Pomogła ci terapia?”. „Tak” – słyszy odpowiedź. „Czyli już się nie moczysz?”. „Nie. Nadal się moczę, ale teraz jestem z tego dumny”. Jeśli terapia pozwala tylko zaakceptować dotychczasowe trudności i na tym się kończy, to nie jest dobra terapia. Dzisiejsze badania na temat mózgu pokazują, że aby mogła zaistnieć zmiana, to potrzebny jest nie tyle wysoki poziom akceptacji i spokoju, ale optymalny poziom lęku. Mówiąc najprościej: terapia nie polega tylko na wspieraniu i akceptacji, ale również na stawianiu wyzwań, które są sprężyną rozwoju. Drugi stereotyp: terapia polega na ciągłym „grzebaniu” w przeszłości, poszukiwaniu minionych traum, a przecież to, co było już minęło i nie da się tego zmienić. Takie „archeologiczne” podejście, gdzie odkrywa się kolejne warstwy przeszłości jest pewnym anachronizmem. Oczywiście, nasza przeszłość nie pozostaje bez znaczenia w naszym teraźniejszym funkcjonowaniu i nasze „dzisiaj” jest zakorzenione w naszym „wczoraj”. Jednak nie potrzebne jest wnikliwe, mozolne zagłębianie się w przeszłości, gdyż ona jest obecna w aktualnym funkcjonowaniu, zwłaszcza w sposobie wchodzenia w relacje. Tak więc sytuacja terapeutyczna, która jest intensywną i bliską relacją, stwarza możliwość odkrywania i modyfikowania wzorców budowania relacji, których pacjent się nauczył w swojej przeszłości.

Urszula Lipner: Czyli nie jest możliwe, że „terapeuta namiesza w głowie” (to cytat), że zasieje sercu ziarno „światopoglądowej trucizny”, że pozbawi człowieka jego własnego systemu wartości, przekonań, wiary?

o. Tomasz Gaj: Terapeuta powinien przestrzegać zasady neutralności. Oznacza to, że ze swojej strony ma się on starać, żeby nie indoktrynować swojego pacjenta. Psychoterapia służy temu, żeby pomóc pacjentowi odkryć jego własne rozwiązania, a nie przyjmować je od terapeuty. Jeśli terapeuta mówi pacjentowi co ma zrobić, a czego ma nie robić, to należy takiego terapeutę omijać szerokim łukiem.

Urszula Lipner: A czy mimo to psychoterapia może być zagrażająca dla osoby wierzącej? Czy istnieją – hipotetycznie – jakiekolwiek okoliczności, które mogą sprawiać, że katolik słusznie może obawiać się o swoje wewnętrzne dobra, przekonania?

o. Tomasz Gaj: Terapia może być zagrażająca dla osoby wierzącej jeśli jej wiara jest niedojrzała. Kiedyś słyszałem, że niektórzy boją się, że „terapeuta rozmontuje im wiarę”. Z mojej perspektywy nie tyle świadczy to o terapeucie albo o samej terapii co o słabości wiary. Jeśli psychoterapeuta jest w stanie rozmontować wiarę, to cóż to za wiara? Czy nie był to raczej jakiś miraż i iluzja, która niewiele miała wspólnego z prawdziwą, żywą, głęboką wiarą?

Urszula Lipner: Trochę tą rozmową staramy się pokazać i przekonać, że psychoterapia nie stanowi zagrożenia dla ludzi wierzących. A gdybyśmy spróbowali zmienić nieco pozycję i sprawdzić, czy przypadkiem nie jest tak, że terapia nie dość, że nie jest niebezpieczna, to – więcej – może być szansą na wzmocnienie wiary, na poprawę relacji z Panem Bogiem?

o. Tomasz Gaj: Znam przypadki, w których podczas procesu psychoterapii pojawiło się więcej przestrzeni wewnętrznej na pojawienie się wiary. Jak się to dzieje? Terapia poprawia funkcjonowanie człowieka, umożliwia mu bardziej adaptacyjne możliwości budowania relacji z sobą i innymi. Wiara jest również relacją – nie tylko wierzę w coś, ale wierzę Komuś. Jeśli poprawia się funkcjonowanie w relacjach, to jest szansa, że poprawi się również relacja z Bogiem. Można by zaryzykować twierdzenie, że dojrzałemu człowiekowi łatwiej współpracować z łaską Bożą. Jeśli w czasie terapii wzrasta dojrzałość osobowa, to korzysta na tym również wiara.

Urszula Lipner: Istnieje jeszcze jeden pogląd, z którym chciałabym podyskutować. Spotkałam się kilkakrotnie z przekonaniem, że jeśli już katolik podejmuje decyzję przekroczenia progu gabinetu psychoterapeuty to absolutnie musi być to tzw. psychoterapeuta chrześcijański. Czy Ojciec zgadza się z takim poglądem?

o. Tomasz Gaj: Nie do końca się zgadzam. Gdy szukam kardiologa, to bardziej mnie interesuje jego wykształcenie i doświadczenie i to czy jest dobrym kardiologiem niż to czy jest wierzącym kardiologiem. Gdy chodzi o terapeutę, to uważam, że absolutnie powinien to być ktoś kompetentny, szanujący światopogląd pacjenta, zaciekawiony jego światem. Oczywiście psychoterapia dotyka bardzo delikatnej i osobistej przestrzeni pacjenta. Jeśli w tej przestrzeni ważne miejsce zajmuje wiara pacjenta, to nie widzę powodów, żeby tę część zostawiać poza gabinetem. Podczas psychoterapii można rozmawiać o wierze, ale używa się języka psychologicznego, w ramach którego odkrywa się znaczenie poszczególnych wydarzeń, uczuć, myśli. Jeśli ktoś jest gotowy na taką rozmowę, to może ona przynieść wiele korzyści w oczyszczeniu wiary z motywów pozareligijnych. Podam przykład. Ktoś używa religijności jako głównego „lekarstwa”, aby poradzić sobie z własnym lękiem lub samotnością. Podejmuje psychoterapię i w jej trakcie uczy się jak radzić sobie z lękiem czy samotnością w inny sposób. Już nie „potrzebuje” do tego wiary. To ważny, rozwojowy moment, w którym może odejść niedojrzała, wiara na moją miarę, a ma szansę pojawić się wiara bardziej dojrzała, która jest celem samym w sobie, a nie służy jedynie moim celom.

Urszula Lipner: Dziękuję za rozmowę!

Tekst jest wyłączną własnością autora. Jakiekolwiek wykorzystanie całości bądź fragmentu tekstu możliwe tylko po uzyskaniu pisemnej zgody autora artykułu.

Komentowanie jest wyłączone.